wtorek, 6 grudnia 2011

#2.

Hope 

Czekałam na ten list całe wieki,a dokładnie mówiąc ponad miesiąc, nie mogłam się doczekać aż w końcu przyjdzie i wraz z moją najlepszą przyjaciółką będę mogła go przeczytać i dowiedzieć się jak potoczą się kolejne lata mojego życia. Pamiętam ten dzień kiedy zajrzałam do skrzynki pocztowej. Przeglądałam z dokładnością każdy list, większość skierowana była do rodziców, a ten jedyny przyszedł na moje imię i nazwisko. Od razu zadzwoniłam do przyjaciółki mieszkającej kilka domów dalej, a ona ze swoją kopertą przybiegła do mnie i obie zasiadłyśmy na łóżku modląc się o to by odpowiedzi były pozytywne. Niestety tylko ja zostałam przyjęta na uczelnie o której obie marzyłyśmy wyobrażając sobie jak wspaniale będzie spędzić kolejne lata razem. Tym oto sposobem tylko ja ze znajomych wybieram się do Princeton. Dlaczego akurat tam? To rodzice mnie przekonali tego bym próbowała swoich sił właśnie tam. Oboje skończyli ten uniwersytet i chcieli bym poszła w ich ślady, a ja nie mając innych planów, posłuchałam ich.
Dzień przed wyjazdem do collegu spotkałam się ze znajomymi. Całą paczką udaliśmy się na kręgle, co robiliśmy dość często, a później zdecydowaliśmy się na pizze. Jak zwykle świetnie się bawiliśmy, złamaliśmy kilka przepisów, które nie powinny nawet nam przejść przez głowę, jednak postanowiliśmy wykorzystać ostatni dzień jak najlepiej i udało nam się, oprócz faktu, że na sam koniec wszyscy wylądowaliśmy na komisariacie. Ja raz z trzema koleżankami się rozpłakałyśmy, tłumacząc, że jutro wyjeżdżamy na studia, że kradziesz samochodu to był błąd, który na pewno nigdy się nie powtórzy, i tak dzięki naszemu urokowi zostaliśmy zwolnieni. 
-Hope jeśli się nie pośpieszysz, będziesz zmuszona załatwić sobie inny transport. -ojciec już po raz kolejny zagroził mi swoim krzykiem. Zdawałam sobie sprawę, że powinnam już być w drodze na dworzec, gdyż pociąg nie będzie na mnie czekał. Jednak rozstanie się z pokojem, w którym spędziło się całe dzieciństwo nie było takie łatwe. W moich walizach znalazło się miejsce jedynie na ciuchy i kosmetyki, ledwo upchałam jeden album ze zdjęciami wszystkich ważnych mi osób. W tym pokoju zostawiam wszystko, począwszy od pamiątek przywożonych z krajów, w których miałam okazję być, poprzez listy, które dostawałam od przyjaciół z różnych krańców świata, kończywszy na ramkach ze zdjęciami. To wszystko ma dla mnie ogromne znaczenie, jednak nie mam możliwości by mogło ze mną pojechać. Musiałabym zabrać ze sobą co najmniej cztery walizki, a jak łatwo się domyślić posiadam jedynie dwie ręce i za pewne trudno by mi było poradzić sobie z tak wielkim bagażem. Ostatni raz rozejrzałam się po pomieszczeniu by upewnić się, że najpotrzebniejsze rzeczy zostały spakowane. Sięgnęłam po telefon wkładając go do kieszeni od kurtki skórzanej i złapałam za walizki opuszczając swój własny kąt. Zdawałam sobie sprawę z tego, że z tym domem zobaczę się dopiero na święta, czyli przede mną całe cztery miesiące bez ukochanego łóżka, bez rodzinnych obiadków, wspólnych sobotnich wieczorów przy filmach, bez niedzielnych wycieczek. Teraz będę zdana tylko na siebie. Możliwe, że to jest czas na usamodzielnienie się. 
-Hope! Liczę do pięciu! -głos ojca dobiegał z dworu. Zamknęłam za sobą białe drzwi od pokoju i rozglądnęłam się po korytarzu. Moje nogi pokierowały mnie wzdłuż schodów. Ciągnęłam za sobą walizki, które odbijały się o każdy schodek. -Trzy!. - bum, ostatni stopień i tak oto szybkim sposobem znalazłam się na dole. Przeszłam przez salon, niewielki przedpokój i znalazłam się przed domem, gdzie przy samochodzie stał ojciec, a zaraz za mną wyszła matka. -Pięć. -Carlos, bo tak właśnie nazywał się mój ojciec, uśmiechnął się na mój widok i przejął ode mnie moje walizki, chowając je go bagażnika. Odwróciłam się do rodzicielki, która stała tuż przy wyjściowych drzwiach i obserwowała jak jej jedyna córka, właśnie opuszcza rodzinny dom. Dostrzegłam, że jej oczy powoli napełniają się łzami, które ona stara się powstrzymać przed wypłynięciem i w zasadzie dobrze sobie z tym radzi. Przytuliłam się do niej, obejmując ją najmocniej jak tylko potrafię. Znowu poczułam jej zapach, specyficzny zapacha dla mojej matki. Uwielbiałam go od małego, do piątego roku życia spałam w jednym łóżku z rodzicami, wtulona w matkę, gdyż to jej zapach pozwalał mi na spokojne zaśnięcie. 
-Uważaj na siebie- odgarniając włosy z mojego policzka, rodzicielka ucałowała go po czym pozwoliła mi na odejście w stronę samochodu. Ruszyłam w kierunku ojca, który od kilku sekund naciskał na klekson, to chyba właśnie po nim odziedziczyłam niecierpliwość. Zasiadłam na siedzeniu przy ojcu zapinając się pasami bezpieczeństwa. - Kocham Cię i pamiętaj masz dzwonić. -mama stała u progu drzwi i z uśmiechem na twarzy machała mi, a ja zrozumiałam, że to wszystko dzieje się na prawdę. Opuszczam wszystko i wszystkich na kilka lat, nie jest powiedziane, że po skończeniu studiów tu wrócę, gdyż wtedy to będzie pora na zakładanie rodziny, szukanie pracy, na całkowite usamodzielnienie się, a nie na wracanie do rodzinnego domu. Na liczniku prędkości, można było dostrzec, że Ojciec nie jedzie zbyt wolno, gdyż strzałka wskazywała 90 na godzinę, jednak byłam w stanie rozglądać się na boki. Nasza okolica była najwspanialszą okolicą jaką można było sobie wymarzyć, wszystkie domki wyglądały zupełnie tak samo, przez co nikt nie był gorszy. Tutaj wszyscy się znali, wszyscy się uwielbiali, wiadomo, czasami powstał jakiś konflikt, ale to zazwyczaj między facetami, gdyż siedzieli w barze i przesadzali z ilością alkoholu. W tej części niewielkiego miasteczka, znajdują się zaledwie trzy niewielkie sklepy spożywcze, jedna księgarnia i bar i może właśnie dlatego wszyscy kochają uroki tej okolicy. Znam dosłownie każdy zakątek, wszystkich mieszkańców, prawie każdy dom ma dla mnie jakąś historię. Ojciec z piskiem opon zatrzymał samochód, a ja zorientowałam się, że znajdujemy się już na dworcu. Wyszłam z samochodu kierują się na stację, z której ma odjechać mój pociąg prowadzący mnie do zupełnie innego świata. Ojciec oczywiście ruszył wraz ze mną i jak zwykle musiał się rozgadać a ja skazana byłam na słuchanie tego co powinnam a czego nie powinnam robić. Zaczął mi opowiadać jak to jest w Princeton, czego wymagają od studentów, jacy są tam nauczyciele i wszystkie pierdoły, które przestały mnie interesować ponieważ zdałam sobie sprawę, że za kilka godzin to zobaczę. Do moich uszu dobiegł dźwięk jadącego pociągu, odetchnęłam z ulgą i przejęłam od mojego towarzysza walizki, wcześniej ściskując go na pożegnanie i obiecując, że będę grzeczna. Pociąg zatrzymał się a ja udałam się w jego stronę, ponad trzysta mil, jakie dzieli mnie od Princeton, co daje jakieś sześć godzin jazdy. I tym sposobem żegnam moje ukochane miasto Sanford w stanie Maine i witam Princeton miasto moich marzeń.  

3 komentarze:

  1. raczej nic nie pojawi się w najbliższym czasie, jeśli wgl coś ;)
    świetne początki :*,
    czekam na kolejny ;p

    OdpowiedzUsuń